SZANUJ SWOJĄ PRZESTRZEŃ
Często wybija ten temat na ostatnich warsztatach.
Dla wielu osób jest to trudne.
Wyznaczanie granic, ustalanie standardów, dbanie o przestrzeń (głównie wewnętrzną).
Dlaczego?
Bo nauczono nas, że trzeba być miłym.
Grzecznym, posłusznym, kulturalnym, ,,dobrze wychowanym” (cokolwiek to znaczy!).
A obecna moda na bycie ,,duchowym”, medytacje, buddyzm, ceremonie, również to wzmacnia.
Bo to takie z EGO kiedy dobrze o sobie myślisz i chcesz dla siebie tego, co najlepsze.
Bo to takie z EGO, kiedy się nie poświęcisz dla innych (w duchowości
,,siostry/brata” co jest wg mnie manipulacyjne, bo przecież SIOSTRZE
pozwalam na więcej, niż obcej kobiecie).
Bo to takie z EGO, kiedy z kimś nie masz ochoty przebywać (tudzież z cienia, generalnie TY masz problem).
Świetna pożywka dla istot, które tylko szukają, gdzie by tu się zaczepić.
Bo jeśli masz no borders, głupio Ci odmawiać, czujesz się winna/winny
kiedy przebywanie z kimś nie sprawia Ci przyjemności, tolerujesz
wszelkie przejawy braku szacunku wobec Ciebie, bo ,,trzeba akceptować
innych” – to nie dziw się, że stwarzasz idealne środowisko dla takich
właśnie sytuacji.
Proste prawo przyciągania.
Jeśli jest luka to zawsze się znajdzie coś, co zechce ją wypełnić.
Pytanie co i czy Tobie się to podoba.
I co teraz?
Podzielę się moim doświadczeniem.
Miałam taki moment, że złapałam się na tę fazę ,,bycia miłą”. Wydawało
mi się, że skoro się rozwijam (a tym bardziej prowadzę warsztaty dla
innych) to muszę wszystkich otoczyć bezwarunkową miłością, generować non
stop najwyższe wibracje i być 24/h dla innych, jeszcze najlepiej za
darmo lub ,,dowolną donację”.
Jakie tego konsekwencje?
Wyprucie
energetyczne, frustracja, wchodzenie mi na głowę; przypisywanie mi ról,
których nie miałam ochoty spełniać (np. nieomylnego, miłosiernego guru)
etc.
W końcu doszłam do takiej ściany, że przestałam lubić siebie. Tfu, co ja gadam, poczułam obrzydzenie do siebie!
Że nie stawiam na pierwszym miejscu potrzeb najważniejszej dla mnie osoby, czyli mnie samej!
Poczułam się zdradzona przez siebie.
Poczułam, że chyba staję się kimś, kim nie jestem. Bo przecież nie
jestem miłą pućką, która da sobie w kaszę dmuchać. To nie jestem ja.
Rozpisałam sobie kim się otaczam i co te osoby powodują w mojej przestrzeni.
Wypisałam sobie kim CHCĘ się otaczać i jakie jakości zapraszam do mojego życia.
Przestałam odpowiadać na każdą pierdołowatą wiadomość.
Przestałam się spotykać z osobami, od których nie czułam dobrych intencji.
Itd. itp.
Efekt?
Wiele osób się obraziło, obrzuciło mnie inwektywami, próbowało wylać na mnie szambo frustracji.
Bo kiedy komuś pozwalasz na zbyt wiele a potem źródełko wysycha to te osoby naprawdę mogą poczuć się dotknięte.
Ale właśnie taka reakcja była dla mnie najcenniejszą informacją.
Przekonałam się jak słusznie postąpiłam.
Poczułam ulgę, że takich osób już więcej nie będzie w mojej przestrzeni.
Pojawiły się za to nowe.
Więc tak naprawdę – co masz do stracenia?
Relacje oparte na braku harmonii, równowagi i życzliwości?
Reputację? Tej, co jest święta? Hm… serio, chcesz być tak postrzegana/-ny?
Oczywiście, można być w relacjach z osobami, z którymi nawzajem
pokazujecie sobie swoje braki i dzięki temu wzrastacie, rozwijacie się
etc. Nie to mam na myśli. Chodzi mi o podkładanie siebie.
Masz prawo wybierać. Pamiętaj o swojej wolnej woli.
Kiedy coś nie jest zgodne z Tobą zazwyczaj pojawia się takie delikatne
uczucie jakby obrzydzenia, niesmaku, niepokoju – łatwo je zignorować a
to taki cenny alarm, że coś się dzieje.
Można by o tym długo
rozmawiać, więc na koniec zapodam Ci jeszcze jeden wątek do rozkminy:
jak TY się czujesz kiedy ktoś Ci wyznacza swoje granice?
Jeśli to co napisałam, gdzieś Ciebie dotyka i widzisz, że masz tu coś do przerobienia – możesz dołączyć jeszcze do cyklu Siła w Tobie: https://www.facebook.com/events/409543336649526/ lub innych moich warsztatów od stycznia (napisz, że interesuje Cię ten temat a podpowiem Ci, na których zajęciach z nim pracujemy).
ProgresSing <3
fot. Aneta Hanspal Kaur Paluszkiewicz dla ProgresSing